- Mam na imię Shez, miło mi.
*Uśmiechnął się lekko i rozejrzał się po terenie.*
- Mieszkasz tutaj?
*Spytał się zaciekawiony. Nikt tutaj na Złej Ziemi nie był jeszcze taki miły.*

*Mysz złapał myszkę łapą, a ta próbowała się wyrywać. Shez nie zamierzał robić jej krzywdy, więc po chwili spojrzał na Navię.*
- Czyli jesteś taka jak ja. Lubię błąkać się po Ziemiach, ale to głównie w poszukiwaniu jedzenia, bo tutaj... brak takowego i jeszcze wody.
*Spuścił smutno głowę, a myszka po chwili się wyrwała i uciekła.*

- A owszem... Ja oczywiście staram się taki nie być... chociaż... miałem ten mrok w sercu...
*Odpowiedział lew i spojrzał znowu na tereny tychże Ziem.*
- A Ty zostałaś wygnana, czy po prostu jesteś tu od urodzenia?

- Ja...? Ja zostałem wygnany z Lwiej Ziemi kiedy byłem jeszcze bradzo mały.
*Odpowiedział na pytanie i spojrzał na nią.*
- No i tutaj trafiłem z rodzicami, którzy i tak mnie nienawidzili...

- A ojciec? Co z nim?
*Spytał się z zainteresowaniem.*
- Nie reagował na zachowania twojej matki?
*Dodał zdziwiony. Skoro matka była okrutna, to ojciec powinien w coś tej sprawie działać.*

- Ech... czyli nie miałaś też dobrego dzieciństwa...
*Westchnął lew i przymknął oczy, mając głowę wbitą w ziemię.*

*Również westchnął przeciągle, ponieważ nie tak sobie to wszystko wyobrażał - no chodzi tu głównie o jego dzieciństwo, naprawdę wiele przeżył. Wiele złych rzeczy brały przewagę nad tymi dobrymi...*
- Trzeba dalej żyć... Nie martwy się już tą głupią przeszłością, ważna jest teraz teraźniejszość i na niej się skupmy.
*Odpowiedział pewnie lew i wymusił na siebie uśmiech. Szczery czy nie, ale jednak go miał.*

// Wena padła u mnie... //

- No nikt nie mówi, że życie jest proste, prawda? Są na niej przeszkody, które trzeba pokonywać.
*Odpowiedział lew, spoglądając na Navie. Jego głos teraz był taki poważny nieco, ale próbował zachować swój łagodny ton.*